Pada czwarty dzień z rzędu
A ja już piąta noc palę we śnie
I jestem taka zmęczona
Jak Bóg który budował świat nie tydzień
Tylko miesiąc
I nie potrafił skończyć tego co zaczął
Nawet cudzymi rękami
Moje serce gęstnieje i staje się ciemne
Jak gwiazda ktorej jądro się zapada
Bez wybuchu supernowej po drodze
Cicha czarna dziura
Potrafi wszystko wessać i drugiego tyle
Nie wypuścić
Najmniejszego promyku światła
Boję się tego co ma nie nadjeść
Przygotowuję się na najgorsze scenariusze
Jego ciche odchodzenie z dnia na dzien
Powolną erozję klifu nad brzegiem morza
Lizanego bez trudu przez fale raz za razem
Najgorsze tragedie nie są wcale nagłe
To ciche zamieranie intensywnej
Nagłej przedtem i niespodziewanej w życiu czułości
To obumieranie jak pasiasta stonka podgryzająca ziemniaka Read More »